Strona:Na Sobór Watykański.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

RZYM UPRAWIA DEWOCJĘ.



Jedna struna, przedziwnie wzniosła i potężna, struna zaprawdę boska, drga i tętni od początku życia w ludzkości: to wiara w Boga.
Istnieją miasta bez murów, narody bez urządzeń państwowych i bez cywilizacji — ludu bez „jakiejś“ wiary w Boga nie znaleziono.
Jeśli istnieje wiara, musi istnieć i wyraz wiary.
Człowiek mówi o Bogu tak, jak o każdej rzeczy. Nietylko wargami, nietylko głosem. Kiedy cała jego dusza daje wyraz swym przekonaniom, wówczas mówi wejrzenie, gest, strój... Wszystko idzie na usługi jej głosu. Cały świat staje się jednym ołtarzem, cała ziemia z kwitnącym swym przepychem jedną szatą kapłańską. Człowiek ozdabia nią swe barki, czoło, ramiona, by jak najgodniej pokłonić się przed Stwórcą, by Mu powiedzieć jak najwspanialej: „Chwała na wysokości Bogu! Cześć Ci oddajemy, wielbimy, błagamy. Albowiem Tyś jeden wielki, jeden święty, jeden Pan!“
Taki całkowity głos, taki pełny wyraz wiary nazywamy kultem Boga, liturgją, służbą Bożą. Wszędzie napotkać go można. Ludzkość, jak procesja wielka a różnorodna, przechodzi pod niebem.