Strona:My czy oni na Szląsku Polskim.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jąc politykę rządu, nie mogło gardzić kilkunastu naszymi głosami w izbach i parlamencie.
Więc w słynnych rozprawach antypolskich, kiedy dla załatwienia się raz na zawsze z pierwiastkiem słowiańskim na zachodnich kresach, uchwalono fundusz stomilionowy dla wykupienia ziemi polskiej i rozkolonizowania jej pomiędzy Niemców, a nam kazano cynicznie iść do Monaco, by przegrywać resztki spuścizny ojcowskiej, wykazywało niegodziwość polityki, usiłującej na bezprawiu i demoralizacyi oprzeć fundamenta budowy państwowej. Wtedy to, jak już powiedzieliśmy wyżej, i księża na Szląsku polskim stali silnie przy ludzie, opiekowali się jego językiem, bronili go na każdym kroku.
Czy przez miłość dla nas, czy przez chęć zaprzeczenia narodowemu przysłowiu, że: »Póki świat światem, Polak Niemcowi nie będzie bratem?«
Chyba tak naiwnym, żeby w to uwierzył autor odezwy nie jest, chyba tak łatwowiernymi nam się być nie godzi, nam, którzy ocierając się o Niemców od wieków, znamy ich dobrze i jako katolickich Krzyżaków i jako protestanckich Prusaków.
Że tak jest, czyż o tem nie świadczą fakta dni ostatnich? Jak się zachowało Centrum, gdy rugowano resztki naszego języka ze szkół, gdy alfabet