Strona:My, dzieci sieci - wokół manifestu.pdf/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i nasze, i te światowe. Udoskonalali je dziadkowie i rodzice, i u nas, w PRL, i w świecie. W świecie śmielej, rzecz jasna, ponieważ tam je lepiej finansowano. W Polsce pierwszy komputer zbudowali dziadkowie w roku 1958. Do internetu podłączono Polskę w roku 1991. Wkrótce dziadkowie i rodzice wskoczyli w internet i już z niego nie wyszli. Dzisiejsi dziadkowie mieli wtedy po czterdzieści lat, a rodzice po dwadzieścia. Komputer szybko stawał się dla nich narzędziem pracy i komunikacji. Pod określenie Czerskiego „My, dzieci sieci” podciągam wszystkich wchodzących w świat poprzez internet od roku 1991. Zgadzam się na wszystko, co mówi, ale nie na ten podział — my, „dzieci sieci” i wy, „rodzice analogowi”, ci gorsi. Równie gładko wymówię „my i my”, i podobnie manifestacyjnie uzasadnię prawomocność tego połączenia. Witaj, Piotrze, w tym samym świecie dzieci i rodziców sieci, ale w kraju z najgorszymi łączami. Jeśli już ktoś u nas jest wsteczny, to rządzący, którzy nie dbają o nowoczesne łącza.
Ja wiem, że autor podziału na „dzieci sieci” i wapniaczy lamus tłumaczył się w wywiadzie, że tylko taki podział może wywołać dyskusję „na tak” i „na nie”. Ależ kiedy dzielimy się na nas i na was, to feudalizujemy stan rzeczy. My gramotni, nowocześni, wy analfabeci, przedpotopowi. Podział taki nie ma żadnego związku z życiem. Nie gwarantuje też rzetelnej dyskusji, wszak dyskusja to nie jest proste „za” i „przeciw”. Dyskusja nie stanowi opowiedzenia się, lecz dogłębnie rozważa problem, jak najkorzystniej rozwiązując go dla bardzo wielu, a nigdy dla strony uważającej się za potężniejszą, zwykle wpływowej i z przekonaniem o jedynie słusznej racji. Moje „my i my” rzecz ustawia pokojowo, nikogo nie dzieli i nikogo nie wywyższa ze względu na wiek.
Autor tłumaczy się, że w Polsce obowiązuje wiara w pokoleniowość, że i on musiał ująć rzecz pokoleniowo, bo to Polska. Nie musiał. Wiara w pokoleniowość to komunistyczna wiara. My, dzieci, „przyjdziem i starych zmieciem”? Aż Lenin się kłania i rewolucja bolszewicka.
Tak to jest, kiedy się zrywa kulturową ciągłość i depcze rodziców, bo oni z innej bajki, a zarazem powraca do bolszewickich nastrojów dziadków i to jeszcze nie naszych. To nie internet, to paskudny real. Zużył się, a trwa. Lepiej pamiętać o babkach i prababkach informatyki.
W rzeczywistości pokolenie ma znaczenie socjologiczne. Pokolenie stwarza się co trzydzieści lat. Jeśli zaś przeniesiemy to pojęcie na kulturę, literaturę czy na internet, to nabiera ono wtedy charakteru nomenklaturowego, a Polska ogranicza pokolenie do młodości — w Polsce pokolenia tworzy się na siłę i w pośpiechu wyłącznie z tych, co właśnie osiągają wiek młodzieńczy. My, młodzi, to paniska, a wy, starzy, to tylko poddani, niemal analfabeci. A przecież dane pokolenie to osoby od noworodków po starców. Kolosalnym nieporozumieniem w Polsce jest to ciągłe utożsamianie pokolenia z „nami, młodymi”, zwłaszcza w kulturze, literaturze; ta bańka pęka szybko. Młodość to jedynie etap wiekowy w danym pokoleniu. Życie to proces, i twórczość to proces, i nauka to proces, i wynalazki to proces, i mentalność to proces. Stereotyp pokoleniowości tworzy jeszcze jedno kółko, znieruchomiałe w nadanej raz na zawsze cesze, w jedynej mentalności danej godziny, roku, pięciu lat. A potem co? Potem spadajcie powiedzą „nowi”, boście już starzy. Że się zmieniliście? Że piszecie arcydzieła? Ależ my już tworzymy „nowe pokolenie”, samych młodych i już znieruchomiałych w danej cesze, i tak dalej, i tak w kółko. Ograniczenie pokolenia do „młodych” stwarza sytuację jak po wojnie — jutro ci młodzi będą starzy, czyli wybici. Dość już tego martyrologicznego „pola chwały”, pochodzącego z zamierzchłego realu. W istocie ten polski mechanizm nie pozwala młodym rozwinąć skrzydeł, dojrzewać, stawać się wynalazcami i twórcami w pełnej skali. Pokolenie jest marnowane na wstępie przez własne ograniczające postulaty.
I co więcej: jeśli ciągniemy na siłę lokalną polską wiarę w siłę pokoleniowości, w siłę nowego pokolenia, tworzonego już prawie co roku, i to na podstawie jednej cechy, z reguły marginalnej lub lansowanej dla draki, „aby się tylko coś działo”, to nie mówimy nic nowego, to jesteśmy konformistami, to powtarzamy coś, co nam dawno temu wymyślili dziadkowie, a dziadkowie nie zawsze mieli rację, czyli wychodzi na to, że niektóre „dzieci sieci” to dziadkowie. Dziecko sieci, autor eseju, Piotr, to dziadek? Nie. Przez ten nieszczęsny polski podział — nieco tak. Pamiętajmy o babkach i prababkach informatyki. Będzie milej, po ludzku i światowo.