Strona:Mowy Sejmowe. Nr 2.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Sejmowy Związek ludowo-narodowy.

Mowy Sejmowe.
№ 2.
Mowa posła śląskiego, Wojciecha Korfantego,
prezesa Związku, dnia 25 lutego r. b. na posiedzeniu Sejmu
w Warszawie.

Wysoki Sejmie!
Radość, uczucie szczęścia i wdzięczności dla Opatrzności Boskiej napełniają moje serce, że dożyłem tej chwili, iż, jako przedstawiciel dzielnicy, która przez tak długie lata jęczała pod jarzmem pruskiem, — mam ten zaszczyt i szczęście przemawiać z tej oto trybuny, trybuny Sejmu wolnej, niepodległej, zjednoczonej Rzeczypospolitej Polskiej. (Brawo.) Dożyliśmy tej chwili, w której spełniają się ideały ojców naszych, ideały, za które pokolenia całe jęczały w katorgach Sybiru, w więzieniach pruskich i austrjackich. Całe pokolenia, a nietylko przedstawiciele socjalizmu polskiego, o których wspominał tu poseł kolega Daszyński, (głosy: słusznie), aczkolwiek ja przed tymi męczennikami idei kornie schylam czoło. Zadowolenie odczuwam, i klub nasz odczuwa z dotychczasowej działalności Sejmu, i wyrażam życzenie, ażeby ta dotychczasowa działalność została taką samą i na przyszłość, działalność, która dotychczas najważniejsze i najtrudniejsze zagadnienia rozwiązywała drogą wzajemnego porozumienia i drogą wzajemnych ustępstw. (Brawo.) Sejm ten, którego niejeden się bał i obawiał, czuje jednakże w całej pełni brzemię odpowiedzialności, która w tej wielkiej, historycznej chwili na nim spoczywa.

Smutne położenie w kraju.

Radość naszą mąci tylko nasze smutne położenie w kraju. Wiemy wszyscy, że barbaryzm rosyjski całe połacie kraju naszego zniszczył, łupiestwa i rabunki pruskiego zaborcy kraju naszego przemysł zniszczyły. Sioła całe wyludnione, lasy wytrzebione, setki zaś tysięcy robotników tułają się po ulicach i po miastach, wyciągając daremnie ręce po zarobek. Drugie tysiące ofiar wojny snują się po kraju, niezdolne do dalszej pracy. Głód i choroby dziesiątkują ludność naszą. A w tem smutnem położeniu dwa grożą nam niebezpieczeństwa: burżuj—paskarz i towarzysz, bandyta—bolszewik. A ci, którzy albo z własnej woli, albo z woli najeźdźcy, ujęli kierownictwo spraw kraju w swoje ręce (tu nie mogę być wstrzemięźliwy