Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

DON ALFONSO:
W chwili, gdy was rycerska tak zaprząta sprawa,
Mącić tych trudów sobie nie rościłem prawa;
A duch, co w piersiach wielkich wojowników gości,
Niechętnie się poniża do zwykłych grzeczności.
DON GARCJA:
Lecz owi wojownicy tem bodaj się szczycą,
Że walczyć zwykli zawsze z otwartą przyłbicą,
Duszy ich, do wielkości wdrażanej od dziecka,
Obcą jest w każdej dobie wszelka myśl zdradziecka,
1honor swój we wszystkiem stawiając na karcie,
Nie kryją się w przebraniu, lecz walczą otwarcie.
Nie wiem, co o szlachcicu mam pomyśleć sobie,
Co zakrada się tutaj w podstępnym sposobie,
I czy twa cześć rycerska nie ucierpi na tem,
Skoro się zajście owo rozgłosi przed światem?
DON ALFONSO:
Nie wiem, czy kto dopatrzy w tem hańby lub winy,
Żem w sekrecie chciał odbyć takie odwiedziny,
Lecz wiem, że w sprawach, które światła sobie życzą,
Nigdym się pod zasłoną nie krył tajemniczą;
I gdybym przeciw tobie stawał do rozprawy,
O podejście z mej strony chciej być bez obawy;
By się przekonać o tem, zależy od ciebie,
I nie omieszkam ostrzec cię w takiej potrzebie.
Jednak, nie zaprzątając myśli tym przedmiotem
Słów wymianę zbyt żywą odłóżmy na potem,
I, powściągając nasze zbyt porywcze chęci,
Wobec kogo mówimy, chciejmy mieć w pamięci.
DONA ELWIRA:
Mylnie rzecz sądzisz, książę; i, choć z tobą dzielę
Owo...
DON GARCJA:
Pani go bronisz! ha! to już za wiele.
Lepiej grać swoją rolę przystało ci, pani,
Jeśli owo zjawienie ma być obcem dla niej;