Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Przeczytawszy list.

Nie, doprawdy, zawiele tych wszystkich grzeczności;
Z przyjaciółmi powinno się poczynać prościej:
Nawet bez tego listu, mógłbyś, w każdym czasie,
Bez najmniejszych skrupułów czerpać w mojej kasie.
HORACY:
Choćby zaraz, za słowom pana chwycić gotów:
Gdybyś setką pistoli raczył mnie z kłopotów...
ARNOLF:
Cenię w tobie, młodzieńcze, otwartości cnotę,
I cieszę się, że właśnie mam z sobą tę kwotę.
Weź i sakiewkę.
HORACY: Wdzięczność...
ARNOLF: Dajże pokój Wasze.
I cóż? jakże ci miasto się podoba nasze?
HORACY: Piękne, ludne, postacią nęci okazałą,
Sądzę, że i rozrywek w niem będzie niemało.
ARNOLF: Każdy taką rozrywkę ma, jaką wybierze:
Kto jak kto, ale nasi miłostek rycerze,
Ci mają w tem miasteczku uciechy dosyta;
Nie grzeszy surowością tu żadna kobiéta:
Blondynka czy brunetka, całuskiem nie gardzi.
A mężowie, ci także nie są nazbyt hardzi.
To rozkosz wprost królewska: kiedy na to patrzę,
Dalibóg, że się bawię lepiej niż w teatrze.
Możeś i ty już zaznał jakowej przygody?
Ejże? nie wpadłeś w oko jakiej damie młodej?
Taka postawa więcej od dukatów znaczy,
I, sądząc z miny, warteś już robić rogaczy.
HORACY:
By panu prawdę skrywać, zbyt wiele go cenię:
Otóż, miałem tu małe miłosne zdarzenie,
Które przyjacielowi zwierzyć mi wypada.
ARNOLF na stronie:
Brawo! znów historyjkę usłyszę nielada;
W mym raptularzu kartka wnet przybędzie nowa.