Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ARYST:
Ależ powiedzże wreszcie, co chcesz przez tę całą...
SGANAREL:
Niema co gadać bracie, dobrze ci się stało;
I za dwadzieścia złotych nie chciałbym czerwonych,
Byś miał uniknąć skutku swych nauk szalonych.
Tych dwu sióstr obraz przykład naszych zasad mieści:
Jedna odpędza gachów, a druga ich pieści.
ARYST:
Czyli nie raczysz, w sposób otwarty i szczery...
SGANAREL:
Ten balik nosi wąsy i zwie się Walery:
W mych oczach doń spieszyła właśnie porą nocną,
I w tej chwili w objęciach trzymają się mocno.
ARYST: Kto?
SGANAREL: Leonora.
ARYST: Skończmy, proszę cie, te żarty.
SGANAREL:
On żartami to zowie, ten starzec uparty!
Powtarzam: zrozum wreszcie swoim mózgiem ciasnym,
Że Walery ją skrywa, tu, w swym domu własnym;
I dawno planowali już związek takowy,
Nim zakochać się w drugiej wpadło mu do głowy,
ARYST: Panu bratu widocznie trochę się majaczy.
SGANAREL:
Nie; jeszcze nie uwierzy, póki nie zobaczy:
Wściekam się. Daję słowo; na nic wiek dojrzały,
Póki tu nie dojrzało. Puka się palcem w czoło.
ARYST: Byłżebyś tak śmiały...
SGANAREL:
Już nic nie mówię. Za mną niechże brat pozwoli:
Będziesz się mógł w tej sprawie rozpatrzeć do woli;
Przekonasz się czy zmyślam, i dowiesz, co więcej,
Czy ten związek nie sięga już wielu miesięcy.
ARYST:
Jak to! czyżby w istocie, szydząc sobie ze mnie,