Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Możesz pan bardzo wielkie pokładać nadzieje.
Wierz mi pan, jest to prawda nazbyt pospolita,
Że kobieta strzeżona jest już wpół-zdobyta,
I że ojców i mężów dozór nad nią ścisły
Jaknajlepiej wspomaga kochanków zamysły.
Ja-bo się sam nie wdaję w te miłosne sprawy
I małom jest z natury do kobiet ciekawy,
Ale służyłem nieraz przy tym interesie,
I wiem, że tam najlepiej rzeczy idą, gdzie się
Ma do czynienia z mężem kłótnikiem i gburem,
Co dom napełnia cały zrzędzeniem ponurem;
Z brutalem, co, posądzeń jadem wciąż trawiony,
Bez racji krok najmniejszy szpieguje swej żony,
I, jak głupiec, swa władzą mężowską nadęty,
W oczach jej wielbicieli lży ją jak najęty.
To wszystko na kochanka woda młyn jest właśnie;
I dama, rozjątrzona przez te ciągłe waśnie,
Z ust swego gaszka słysząc same czułe słowa,
Chętnie u niego szukać pociechy gotowa.
Słowem, w radości winien pan trwać nieustannej,
Że takim, a nie innym jest opiekun panny.
WALERY:
Lecz, od czterech miesięcy kochając z zapałem,
Nawet jej uczuć swoich wyznać nie zdołałem.
ERGAST:
Miłość czyni przemyślnym; nie pana widocznie;
I gdybym był.
WALERY: Co byłbyś! I któż tu co pocznie,
Skoro bez tego gbura spotkać ją niesposób,
I gdy nie ma przy boku żadnych innych osób,
Których pomoc kupiwszy sowitą nagrodą,
Skuteczniej mógłbym całą kierować przygodą.
ERGAST: Zatem ona nic nie wie o pańskiej miłości?
WALERY:
I tu niepewność sroga w sercu mojem gości.
Gdziekolwiek ten okrutnik prowadzi mą panią,