Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmieszności, jeśli osoba, która ma pretensję do wyższego umysłu, nie zna każdego najmniejszego czterowiersza, urodzonego przed kilku godzinami. Co do mnie, z pewnością zapadłabym się ze wstydu pod ziemię, gdyby mnie ktoś przypadkiem zapytał, czym widziała lub znam to i owo z najnowszych wydarzeń w dziedzinie sztuki, a jabym się musiała przyznać do nieświadomości.
MASCARILLE: To prawda, że hańbą jest nie być z pierwszej ręki wtajemniczonym we wszystko co się dzieje; ale pozbądźcie się panie wszelkich obaw; stworzę w waszym salonie prawdziwą akademję wykwintnego smaku. Przyrzekam, że nie urodzi się w Paryżu ani jedna strofka, którejbyście nie umiały na pamięć o pięć minut wcześniej niż kto inny. Ja również, jak mnie tu panie widzicie, zabawiam się tem, o ile mi przyjdzie ochota. Zdarzy się wam napotkać w buduarach paryskich z jakich dwieście piosenek, tyleż sonetów, z czterysta epigramów i więcej niż tysiąc madrygałów, które wszystkie wyszły z pod mego pióra, nie mówiąc o szaradach i portretach, bo tychbym i policzyć nie zdołał.
MAGDUSIA: Przyznam się, że namiętnie lubię portrety: nic wykwintniejszego nad tę zabawę.
MASCARILLE: Portrety, to rzecz wcale niełatwa; hoho! to wymaga głębokiego umysłu! będę miał sposobność przedstawić paniom kilka, które może zdołają zyskać ich uznanie.
KASIA: Ja znów poprostu ginę za szaradami.
MASCARILLE: Też dobre ćwiczenie wrodzonego dowcipu; nie dalej niż dziś rano ułożyłem cztery, któremi zaraz paniom moim będę służył.
MAGDUSIA: I madrygały mają swój powab, jeśli są zręcznie splecione.
MASCARILLE: To moja najsilniejsza strona; pra-