Strona:Moi znajomi.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

glądał tak bohatersko, iż zdawało się, że sam jeden uratuje honor swojej floty.
Ale wtem wiatr wprost na niego poniósł Bohdareńkę, a tuż zaraz padły dwa strzały, jak gromy. Runął maszt «Dumki», a pod nim padł nieszczęsny książę — i tak się zakończyła owa sławna bitwa zupełną zagładą dzielnych Framużaków. I ta ich bowiem garść, która była na brzegu, dobrowolnie rzuconą została do wody, aby nie żyć w hańbie. Juliusz tylko ocalał i damy. Tegoż samego dnia wszakże wszystkie przeniosły się do Szkatulaków.

Wkrótce potem, nie wiem już dla jakich przyczyn, i ci ostatni zmarnieli jakoś dziwnie. Rozproszyło się to, skapiało i zniewieściało do szczętu. Miesiąc nie przeszedł, a w Szkatule, w dawnej balowej sali, dogorywał książę Manio, bez jednej nogi, w swoim koronkowym fraku, a przy nim leżał sztukowany obywatel, któremu korpus i głowa w dwie przeciwne rozłaziły się strony.