Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kobierce trawy, uperlone w rosę,
Zielona łąka, łany złotokłose.
Wzgardzili śmiercią polscy wojownicy;
Mnich grzmiącą śpiewa pieśń Bogarodzicy,
Łużecki krwawym zwijając brzeszczotem,
Turków i hordy ogrodził się płotem.
Pękają szable, misiurki, puklerze,
Krew barwi brzegi, Turczyn górę bierze,
Ci poprzysięgli niebiosom i chwale,
Wiedzą że zginą, ale walczą śmiale,
I już poganów trzykroć więcej leży,
Niż było w zamku starców i młodzieży.

Sztandar śród boju z wiatrami furkoce,
Na nim się orzeł i Marja migoce
W promieniach słońca, co zda się weselić,
I z walecznymi chce sławę podzielić,
A na poległych z poza chmury złotej
Rzuca ostatnie spojrzenie tęsknoty.
Próżno wziąć chciano sztandar śród przechwałek,
Z Tomasza ręki trupem padał śmiałek.