Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Was, niech Bóg wiedzie! korzystajcie z czasu,
Wolnym przysmykiem pierzchajcie do lasu.»

Mnich sztandar chwycił, zagrały armaty,
W szeregach Turków syknęły granaty,
Grzmi «hura!» biją raz, drugi i trzeci;
«Cześć Bogu!» Tomasz z mieczem naprzód leci,
Mnich ze sztandarem i garstka wybrana
Wpada jak piorun na szyk Nurydana,
Dzielnem natarciem pohaniec się miesza;
Tam rzekę przeszła ocalona rzesza,
Chwila, już w lesie.
Nad Seretu brzegiem
Walczy rycerstwo ściśniętym szeregiem.
Co raz to widniej; miasto bladej zorzy
Pada świt ranny kędy bój się sroży;
Coraz to widniej; złocąc las i góry,
Wybłysło słońce jak ptak złotopiory:
A powitały go boju okrzyki,
I krwią zbryzgane wojowników szyki,