Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wrzawa pogoni już w dali przycicha,
Patrzy chorąży, na klęskę i wzdycha;
Patrzy na słońce: wstawało tak cudnie...
A takie krwawe oświeca południe!
Na step pogląda: tam na wszystkie strony
Pierzcha nieszczęsny hufiec rozgromiony!
I na Boh patrzy, jak szumiał tak szumi,
A nad brzegami kozactwo się tłumi.
Spojrzał na ołtarz: Maryi obrońca
Zadrżał, tej klęski nie śmie marzyć końca,
Ból mu ściął piersi których niezna trwoga.
Kapłan gorąco modli się do Boga,
Na jego twarzy nie ma przerażenia,
W oczach gra zapał boskiego natchnienia,
Kląkł, stawia kielich na nakryciu białem,
Serce pożywił Pana krwią i ciałem,
A zatopiony w dziękczynnej modlitwie
Przepomniał widać o wrogach i bitwie.

W tem groźne «hurra!» rozległo się w ciszy,
Pan Rożniatowski sprawił towarzyszy,