Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z Czetwertynówki wtem ryknęły działa,
Świsnęły kule, aż ziemia zadrzała,
I biją znowu raz, drugi i trzeci
Słychać już tętęt, zbrojny hufiec leci,
Rozwinął skrzydła Tatar, już napada;
Szlachta krzyknęła: «panowie to zdrada!»
I kasztelana zmierzyła oczyma.
Młodzież się zrywa i za kordy ima
Reszta w nieładzie pomieszała szyki.
Tu krew i jęki, tam «naprzód!» okrzyki,
A mnich w tej chwili ręce w niebo wznosi!
«Hosanna Deo in excelsis!» głosi.

Kasztelan ścisnął konia ostrogami,
Zwinął szablicą, wzrok mu błysnął skrami,
Ledwie straż przednia dała znak: do broni!
On już myślami niedobitki goni,
Gromi, zwycięża, już horda pobita
Uściela drogę pod końskie kopyta;
Tak olśnion dumą, zazdrośny o sławę,
Pragnął co rychlej stoczyć harce krwawe;