Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po chwili kredą znak na desce zrobił,
Wziął dłuto i wierzch krzyżem przyozdobił.

Skończył i wieko do trumny przyłożył,
Oglądał; wieko od trumny otworzył,
I zatrzymywał wzrok nad każdą fugą,
Potem w głąb trumny wpatrywał się długo.
Wzdrygnął się nagle, oczy zakrył dłonią;
Jakby nad straszną obaczył się tonią;
W duszy pogrzebne zagrały mu dzwony,
I własną swoją pracą przerażony
Jęknął: «O Boże — Boże! już gotowe
Wszystko!» — i dłońmi mocno ścisnął głowę.

W izbie się potem obejrzał do koła,
Rękę przycisnął do wrzącego czoła:
«Gdyby krwi śladów na bardzie nie było,
Myślałbym, że to wszystko mi się śniło:
Ten bój, — to Basi nieszczęsne skonanie...
Wielkie tu dzieło poczęło się Panie!
I pójdzie dalej co gromem się stało;
A w mojej piersi tak strasznie gorzało!
Teraz? — o! ciche moje serce w sobie.
Cicho tak będzie tam we świeżym grobie,
Kiedy w nim złożą moją Basię biedną;
Ten grób a serce moje — oj! to jedno.»

W tem Janusz z Jackiem weszli, i u proga,
Powitał Jacek cieślę w imię Boga;