Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Trumna.

Ciesielską izbę ozłociło rano,
A Bartek ciosał trumnę modrzewianą;
Ciosał sam w cichej, głębokiej boleści.
Czeladź swą w miasto rozsłał po wieści,
Kiedy w tej pracy wyręczyć go chciała,
Bo to dla Basi ta trumienka biała.

I znać że piękną Basi trumna będzie;
W koło warstatu przeróżne narzędzie,
Piły i hyble, siekiery i dłuta —
A część już spodnia gotowa i skuta,
Biała z modrzewia, jakby zlana mlekiem;
Bartłomiej jeszcze pracował nad wiekiem.
Lecz jakiś straszny spokój w jego twarzy,
Wzrok mu się dziko, beznamiętnie zarzy;
Kamieniem twardym stanął na swej doli,
Serce mogiłą, — ale jeszcze boli;
Okropne piekło jeszcze w sobie chowa,
A nad niem pamięć jak lampa grobowa.

Warstat na środku, po ścianach obrazy;
Sciel odpowiada echem ciężkie razy