Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A przytem zważcie, to nie żołdak prosty;
Oficer i syn szwedzkiego starosty.
A jaki dobry. — Wszak mówią sąsiedzi,
Co to się z innym Szwedem człek nabiedzi.
On zaś czy spojrzał kiedy na nas krzywo?
Gdzie tam, za wszystko dziękuje tak żywo,
O! bo też dusza w poczciwości rzadka!
A jak on lubi i babkę i dziadka,
Was Bartku, i... mnie»... Tu przestała
Zmięszana, jednak pokryć to umiała,
I rzekła dalej: «Gdy siądę w gospodzie,
By was wyręczyć przy winie i miodzie,
To ledwie przyjdzie Oskar i powita,
Zaraz się grzecznie o was wszystkich pyta, —
Rozmawia, życie opowiada swoje;..
Oskar ma także w domu dziadków dwoje,
I siostrę jak ja, a mówił osobno,
Że siostra do mnie całkiem jest podobną.
Na wojnę poszedł, bo mu dziad poradził,
O! nie, on zacny, on by nas nie zdradził.»

Lecz Bartek na to: «Luter i poczciwy?
Tego pod słońcem niema jakom żywy!
Wierzcie mu Basiu kiedy słodko gada,
Wąż to! a w śpiące serce się zakrada
Czy słówko jakie od was nie wyłudzi;
Strzeżcie się, bo on żądłem was obudzi.»
I powstał, z czoła uciekła mu smętność,
Z ócz mu gorąca błyskała namiętność,