Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/620

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łęzi i ptaki. Myśl, żeby ptaki były na ścianach, bardzo mu się podobała.
Prawdopodobnie sąd nad nim rozpoczął się w tej chwili. Powinien o czymkolwiek więcej pomyśleć.
Okna były wpółotwarte i zasłonięte od środka, można było przez nie uciec. Na ścianie wisiał obraz przedstawiający polowanie, gdy jeleń już pada na kolana.
Przyjrzał się temu obrazowi: dobrze było jeleniowi, wszyscy patrzyli na niego wzruszeni.
Jeden stół był pod białą serwetą, drugi w kącie pomocniczy. Na pomocniczym stały świeże kwiaty w wazonie także w kwiaty. Były jeszcze dwa ciężkie krzesła, do obrony, i na obrusie karta dań w półskórku, ze złotą nazwą lokalu, który pod imieniem Cristal wcale nie był znany. Kelner podał tę kartę i zaraz się wycofał.
Filip spojrzał na drzwi, usłyszał gwar, być może Maksymilian i reszta już przyszli i już się dowiedzieli. Co ja z nimi zrobię? — spojrzał na „sierotę bez ojca, która prawdopodobnie była głodna”.
— Tak, pani Angeliko, trafiła pani na dżentelmena steranego życiem. Przypomniałem sobie panią. Pani była przyjaciółką Elizy. Czy jutro pogrzeb?
— Będzie pan, mam nadzieję.
— Co do nadziei, to się pani myli. Nie lubię tego.
— Ja, oczywiście, będę.
— Też nie wiadomo.
— Pan będzie.
Co ona mówi?
— Jeżeli pani niczego się nie boi, to siadajmy.
Pomyślał, że jeśli ma ona trochę rozsądku, to powinna zdać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie w tej chwili jemu grozi, i powstrzymywać go. Ale działo się inaczej. Nie zapytał, dokąd tak szła w nocy, bo obawiał się jakiegoś ciężaru, który na niego spadnie. Zazwyczaj tylko zapytać i usłyszeć, potem już się jest w niewoli cudzego nieszczęścia, któremu ani pomóc, ani pominąć. Najlepiej mieć własne duże. Ten jej brak rozsądku i ten jej smutek, te zdanka wyjęte z zielnika i ta jej wyniosła postawa w spelunce mogły być sobie.
Angelika podeszła do krzesła i usiadła. Zobaczył jej miłe zdumienie, że naprzeciw ukazało się lustro. Na lustrze wyryte były