do rosołu, ale inie tutaj. Miał jakąś nerwową przypadłość, która polegała na głuchym jęku, jakby zarzucał wór kamieni na plecy. Twarz jego była w stopniu zero, oczy pogrążone w nirwanie, chłopcy szanowali go za to, że zero nic nie wyraża.
Pierwszym rejsem popłynęli do naprawy kotła. Poczęstował wtedy Filipa butelką piwa, czyli nastąpiła jednostronna przyjaźń, innej szef nie uznawał.
Nirwana miała być teraz dla Filipa wszystkim, i samoobroną w niepowodzeniach, zanim jeszcze się w pełni ujawnią. Nikt chyba ze znakomitych znajomych nie potrafiłby tak szybko się spakować, pożegnać, zniknąć bez pożegnania, znaleźć się w innej postaci.
Gdy wziął zaliczkę, kupił słoik malin i przyniósł do herbaty, której pił już nie będzie. Pani była prawdziwie wzruszona jego gestem. Pod wieczór opuścił mieszkanie, bagaż miał zostawiony na mieście, u kelnerki. Której powiedział, że stryj jego uciekł od żony, z tym oto skromnym zawiniątkiem, i teraz spadł mu na głowę. Trzeba dla stryja znaleźć urząd, mieszkanie pięciopokojowe i gospodynię, a może by ona? Stryj jest spragniony miłości, serce ma złote, wiek lat pięćdziesiąt, nierób. Gdy to mówił, słyszał, co się z nim stało: bezdennie głupio bredził. Na domiar kelnerka przyjęła to serio i nie powiedziała, co się należało, że u niego to by została jak najbardziej chętnie.
Kawiarnia położona była nie tak daleko miejsca odjazdu.
O zmroku poszedł w tamtą stronę, żeby spędzić czas na odosobnieniu. Po wielkim słonecznym dniu jesiennym nastał wielki chłodny wieczór. W powietrzu ukazały się drobniutkie krople deszczu i krążyły także z dołu do góry. Stanął nad wodą, w wodzie huśtały się wężyki świateł, woda była wzburzona. Ktoś pięciokrotnie zapalił i zgasił lampę w oknie na drugim brzegu, jakby dawał znaki.
Zabębnił palcami o poręcz. Usłyszał, że do bębnienia wkradł się odgłos czyichś kroków. Ktoś szedł wysokim chodnikiem wzdłuż brzegu. Kroki były drobne, przyspieszone, ze stempelkiem energii, która również może oznaczać strach. Jeśli kobieta, mogła iść jedynie blać przewlekła, którą nawet w razie czego woda nie przyjmie i wyrzuci brzuchem do góry jak zdechłą rybę. Potem kroki ucichły, znów się odezwały. Zapomniał o krokach. Wczoraj jeszcze wyłowiono tu noworodka.
Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/616
Wygląd
Ta strona została przepisana.