Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/607

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zabrzęczała uprząż, konie cofnęły się nagle, tylne koła zahamowały o zwłoki leżącego. Stangret zeskoczył z kozła drugą stroną i zaczął uciekać.
Filip spostrzegł, że ma uczepioną w lewy rękaw córkę pastora i że rękaw się urwał. Wyszarpał go i rzucił na bruk. Strząsnął z siebie pastorównę. Oderwała się od niego i uciekła do ojca. Pastor drżącym głosem coś mówił, może nawet krzyczał, córka osłaniała go sobą.
W tej chwili wrócił stangret i podniósł swego pana. Który żył przecież, ale był zgięty wpół. Sługa pozbierał jakieś przedmioty, które wypadły z pana. Filip stał do nich plecami, twarzą do pastora. Pastor tkwił na brzegu chodnika, córka trzymała go pod rękę i próbowała powołać do życia. Niespodziewanie skinęła głową Filipowi i odeszli.
Filip nie obejrzał się na karetę. O jednym rękawie ruszył przed siebie. Poczuł ulgę. Myślał o pastorze, znał jego wielką, bezużyteczną działalność, pomoc dla biednych ludzi i przemówienia dla pań, przepojone obecnością Boga.
Pamiętał cały początek zdarzenia, później już tylko to, że chciał zabić właściciela powozu, stangreta i parę koni. Miał zamiar powyrywać koła i dyszlem zgasić wszystkie latarnie dookoła. Gdyby to już zrobił, miał zamiar wziąć pastora na ręce i posadzić na najbliższym kuble ze śmieciami. A córkę, tę „przepiękną”, rudawą, o schowanej twarzy i wstrętnym imieniu „Angelika”, doświadczyć tak jakoś, aby raz na zawsze szeroko otwarła oczy.

Po nocy spędzonej na wódce, około dziewiątej rano, poszedł prosto do swego domu, aby wyzwolić Piantę.
Wszedł, panowała cisza, poranek dotarł do przedpokoju, drzwi do głównego pokoju były otwarte, tak jak je zostawił. Na dywanie siedziała skulona postać Pianty. W pierwszej chwili nie spostrzegła, że ktoś wszedł. Zbyt dobrze już przedtem wyobraził sobie męczarnię, jaką musiała tu przeżyć, gdy zwaliły się na nią ilości bogactwa. A ona uwięziona, jak wierny pies, przez przypadek zamknięty w spiżarni. Który wie, że nie wolno mu niczego dotknąć. A tu jeszcze bijące zapachy i dotyk, pudry i futra, kamienie, i to jeszcze, co mogło być odkryte... I ona, sama, z majątkiem