Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/577

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

który podąża ze swą myślą na jarmark świecideł, drzemią kwadraty, śpi ręka, gotowy świat, jak dno morskie, i przy całych wysiłkach nie jest w stanie, nie jest! — sformułować naprawdę jednego zdania myśli, które miałoby podmiot i orzeczenie. Może ją zastąpić cudzą, wypróbowaną, zostać erudytą. Ale może się również uprzeć. Forma marzy tylko, żeby wkroczyć do wygodnego pudełka drugiej formy. Myśli poszukują snu na jawie, plenienia się, prędzej by ten znaczył, który milczy. Są to jednak rzadkie wypadki, żeby ktokolwiek z nich zamknął gębę...
Szli razem, w krok, dochodzili do tarasu, za oknem wieniec słuchaczy otoczył klawesyn. Docent przystanął, lecz nie obraził się, ogłuchły Benedykt, czując całkowite rozsypanie się sensu, który zamierzył, rozpaczliwie mówił dalej:
— Cała wiedza z zewnątrz jest tylko proszkiem szlifierskim...
— Raczy pan nie doceniać — odezwał się docent, stawiając kroki wymierzone, z oczami utkwionymi w piasek. — Raczy pan...
— Husserl — zaszeptał Benedykt — weźmy tego pana — odpędził gałązkę jaśminu, która znalazła się na wysokości jego twarzy, i gałązka wróciła. — Interesuję się nim. Przewiduję jego przyszłość. Wróżąc mu z błędów. Husserl w ciemności przytrzymał się okiennej ramy, jest przekonany, że dotykając ramy i stojąc do okna plecami, przez nerwy pleców odgadnie światło.
— Banalizuje pan — przerwał niecierpliwie docent — banalizuje pan przez ludową skłonność do obrazowości. Raczy pan banalizować. Święta jest wiara w prostotę zjawisk. W ten prosty sposób dzielą się tylko ameby. Raczy pan nie przyjmować tego, co powiedziałem, dosłownie, w znaczeniu zaczepnym. Ameby nie dzielą się aż tak prosto...
— Ach tak, ach tak.
— Angelikę — powiedział nagle docent, jakby przypominał sobie coś z zupełnie innego świata — oczywiście znam. Jej ojciec także postać. Namiętnie czytuje pamiętniki. Wprawdzie jest to już głęboka starość, prosił pan o informacje, gdy ktoś czyta wyłącznie pamiętniki, „zarysy historyczne” i martwi się losem Napoleona — stanęli. Zerwał listek jaśminu. Patrzył na układ żyłek. — Bo najpierw traci się spojrzenie na przyrodę, potem na poezję, wreszcie na żywych ludzi, a zaczyna się to wszystko od