Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drzwi i zaprosił do środka. — Przerażające szafowanie czasem innych. Do takiej natury powinien żyć obok drugi człowiek, który by ją obsługiwał i żywił.
Pokoik był niewielki, pusty, jakby szpitalny. Świat inny niż w przedpokoju, były tylko trzy meble, goły stół kuchenny porysowany nożem i na wpół założony książkami, stary wiklinowy t fotel i białe metalowe łóżeczko, krótkie, z niklowymi gałkami, z białymi krochmalonymi firankami w głowie i w nogach, przykryte derką ze śladem haftu przedstawiającego koronę o pięciu pałkach. Oczom by nie wierzyć. W takiej biedzie?
— A może sprawiam kłopot?
— Nie. Bynajmniej. Mam chwilę przerwy w pracy. Proszę opowiedzieć coś o sobie...
Hieronim usiadł na łóżku, wskazał Benedyktowi fotel i zamilkł. Wypowiedział jakby wszystko, milczenie przedłużyło się, w oczach Hieronima widniał chorobliwy ognik, podobny do tego w drgawkach, patrzył na Benedykta z uwagą, prawdopodobnie życzliwą, skoro przyprowadził.
Opowiedzieć? O sobie? A któż tak zapytuje? Cisza zaczęła ciążyć. Cóż to za sposób zaprosić i milczeć. Należało znaleźć czym prędzej jakiś temat, cisza zjadała ciszę, Hieronim pochylił się do przodu w oczekiwaniu. Za jego plecami wisiał kapelusz zawieszony na gwoździu. Co mogły zawierać książki? Urywkowy i porywisty styl jego wypowiedzi w przedpokoju... Benedykt postanowił z czymś wystąpić, działać szybko, przeskoczyć konwenans, zacząć od środka, tak jakby znajomość trwała już kilka dni. Wiedział z praktyki, że wejście w sam środek lepsze robi wrażenie aniżeli... Nie należało wracać do wypadku ze ślepcem, ale go skusiło:
— To musi mieć jakąś... — rzekł — łączność, pański odważny czyn, z tym, co pan myśli w ogóle... Czytam teraz Husserla...
— Nic podobnego — przerwał Hieronim zdecydowanie. Nawet nie całkiem grzecznie.
— Wydaje mi się... — próbował Benedykt, i jak zapałkę gotów był zdmuchnąć to, co powiedział.
— Nic się nie może wydawać. To są konkretne zakresy. Jeśli idzie o myślenie. Wydawać to się może przy Dostojewskim.
— Dostojewski? — poderwało Benedykta.