Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pod głupotę? Jak rozmawiać ze zwierzęciem, które używa ludzkiego głosu? Czy zwierzę musi zrobić swoje?
— Mój syn nie jest idiotą — powtórzył.
— Gdzie on jest?
— Nie ma go w domu.
— Pan go widuje.
— Nie widuję.
— Pan tu zostanie, aż on tu przyjdzie. Słyszy pan? Jest pan solidnym człowiekiem. Co? Pójdzie pan do ziemi? Mówię jak do człowieka.
Znów było na pan. Paweł się nie mylił; budził szacunek.
Nagle ogarnęły go złe myśli: dlaczego on właśnie budzi szacunek? Dlaczego nie podchodzą do niego z narzędziami? Dlaczego w twarz nie dostał, gdy powiedział: nie wiem.
Skąd czerpie się ten wielki czas, który rozpostarli przed nim jak płócienną wypraną szmatę? Wiedzą, chcą dać do zrozumienia, że Angelika była Niemką? A ojciec Angeliki? Kto jeszcze? Ile oni mogą wiedzieć? Jak daleko sięgają wstecz?
Max wstał. Paweł przywołał w sobie wszystkie siły umysłowe. Nachylił się do przodu, aby być jak najbliżej. Widzieć i słyszeć. Zmroził w sobie wszystkie kanały posiadanych wiadomości. Tak mu się wydało, że zmroził, te oddalił z pamięci wszystko, aby nie przelatywało przez mózg w chwili, gdy będzie tracił przytomność.
— Znasz niemiecki? — zapytał Max.
Jego ruchomy stolik leżał mu teraz pod brzuchem.
— Nie znam.
— Znosz — zaprzeczył chłopskim akcentem, który zabrzmiał jak przedrzeźnienie.
— O to nie będziemy się spierali — powiedział lekko Paweł — naprawdę nie znam. — Powiedział to i poczuł drgnienie, refleks w obnażonych genitaliach. Był to pierwszy odzew strachu. Max nacisnął taster dzwonka, który teraz dopiero ukazał się na powierzchni stolika.
— Takich jak twój syn — powiedział po niemiecku — trzeba leczyć. Rozumiesz ty: leczyć.
Dlaczego o nic innego nie zapytuje? Dlaczego on nic nie wie?
— pomyślał Paweł. — Tylko wciąż zapytuje o to samo w kółko.