Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy to się już stało, i ojciec nie żył, zjawił się lekarz. Ktoś go wezwał, nie ona, nie pamięta, aby wzywała, przyszedł i przystąpił do swych czynności. Był już w tamtym pokoju, weszła za nim.. „Panie doktorze, to mój ojciec. Proszę delikatnie”. „A cóż ty!” — obruszył się przez plecy. Był w palcie, kapelusz położył na parapecie okna. „Panie doktorze — powtórzyła — to jest mój ojciec”. Nie odwrócił się: „Ja cię, mała, rozumiem. Jestem lekarzem i wiem, co trzeba robić”. Pochylił się nad łóżkiem. Nie chciała patrzeć i nie mogła milczeć. „W kuchni — powiedziała będzie można umyć ręce”. „Dziękuję — odpowiedział — wytrę w chusteczkę”. „Dlaczego?” — brzydził się tego domu? „Ty, mała, sfiksowałaś na punkcie tatusia”. Milczał, i dopowiedział: „Biedny, stary człowiek”. „Mój ojciec nie był stary”. „A teraz się odwróć, przekłujemy mu serce”.
Tak wyglądały ostatnie chwile. Coś trzeba jednak w życiu przeliczyć, jeśli nie pieniądze, to gesty. Winnym śmierci ojca uznała Pawła Małachowskiego.