Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Proszę tylko pamiętać jedno, że ja to pani powiedziałem. Zwłaszcza kiedyś, gdy oczy pani będą wciąż zimne, ale już stracą siłę zatrzymywania myśli anonimowych przechodniów.
Była to żałosna brednia, wiedział, powtarzał ją sobie tak systematycznie, że siłą wyobrażenia odbył z nią kiedyś długi imagi-nacyjny spacer. Zdumiona była jego umiarkowaniem, inteligencją, a nawet roztargnieniem, o które specjalnie się postarał. To on pożegnał ją pośpiesznie i nie umówił się więcej.
Teraz, gdy mijały długie miesiące i wciąż był w tym samym miejscu, mógł już uzasadnić, z jakich powodów. Mianowicie, gdyby nawet mógł, to i tak nie chciałby jej poznać. Dlaczego?
Raz dlatego, że było to niemożliwe, drugi, że prawdopodobnie była zupełnie inna, niż się zapowiadała, po trzecie z powodu przezornej ochrony praw własnej zarozumiałości. W jaki sposób bowiem rzeczywistość ośmieliłaby się konkurować z jego o niej wyobrażeniem?
Lepiej, gdy wyobrażenie zostaje samo ze sobą, lepiej, gdy niezwykli ludzie nie realizują się nigdy, gdy nieznajomi nie zostają znajomymi, gdy rzeczywistość otoczona jest kontrolą ciemnej zasłony domysłu. Gdy domysł wypływa z nas samych, których jedynie jesteśmy pewni.
I dlatego jeszcze, że natura daje cechę domyślności i perfidii zjawiskom pustym w rzeczywistości i bez znaczenia. Sprawiłby mu przykrość każdy, kto by przytoczył z życia Filigranowej jakikolwiek fakt realny.
Dodatkowo jeszcze bał się rozczarowania. Wiedział, że każdego stać na jeden dzień pełnej osobowości. I że w tym jednym dniu cykl każdej osobowości się zamyka. Następny dzień jest tylko powtórzeniem tego, co było wczoraj. Proszę sprawdzić.