Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

więc, wściekły mściciel mojego pokroju, który zwalił się z nóg... Pieniądze leżą na ulicy. Zbyt to dosłowne, ale przecież tylko tak zuchwałe fakty mają powodzenie... Fakty ciemne, posępne albo demaskujące posępność właśnie: to ja! U mnie myśl rozgrywa się według czystej moralistyki ostrzegawczej i jest wyładowaniem, które zastępuje fakty. Wiem o tym, są granice piwnicznej myśli. I tak na przykład wiem, że lat temu osiem pewien amerykański onanista sfilmował swą specjalność i zademonstrował na festiwalu w Brukseli. Lecz nie zdobył uznania. Piwniczna myśl podlega bowiem pewnym granicom. Prawdopodobnie, i tu go osądzono, amerykański twórca nie miał nic do powiedzenia. Moje dzieło jest jasne, przejrzyste, leży na ulicy. Jeśli na domiar poprzedzone faktem, że trzymał je staruszek zwinięte w rulon pod pachą — bądźmy przytomni — słusznie! — może to być gratka — przy całej śmieszności zdarzenia.
Nie licząc dziewczyny, wszyscy mieli około trzydziestki. Prawdę mówiąc z początku było mi wstyd, że oddałem się w ręce ludzi prawie niedorosłych, czułem ten błąd i niepokój, również cichą nadzieję, bądź co bądź, była to ostatnia szansa; podniosłem oczy.
I znów je opuściłem. Nie chciałem ich wszystkich widzieć ani wiedzieć, kim są, oczekiwałem, prowadzono tam jakieś rozmowy przy mnie półgłosem, nie wszyscy czytali, nawet nie przeliczyłem ilu ich tu jest, była jeszcze jedna dziewczyna, ale zaraz poszła: słońce prażyło za oknami i pod głuchym deszczykiem iskier żeliło się płótno państwowej markizy; oczekiwałem, chociaż znów ktoś odszedł i słyszałem, jak bez słowa odłożył kartki; czoło moje pokryte było gęstą rosą, w oczach było mi blado, serce na ostatnich obrotach, miałem nadzieję — już sam tytuł: „Zbrodnia” i „Teoria” zwłaszcza „Anty-teoria” — zimne to było, w ich guście. Z kilku półsłów wywnioskowałem, że należeli do jednego z modnych dzisiaj klubów dyskusyjnych.
Sam zacząłem myśleć, pomagając im w duchu, i zachwalać samego siebie: moja treść przechowana jest w lodzie i temu, kto czyta, wystarczy przebić cienką skorupę. Styl mój bowiem jest tak spreparowany, że zmarznięte jego szkliwo tłuc jest przyjemnie jak obcasem szybki lodu w koleinach drogi. Najbardziej liczyłem na początek, gdzie daję mój życiorys. Jest tam prawda i ogień, źródło suche i rzeczywiste, fakty, dwa pogrzeby sióstr zmarłych