Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem jakiś nieludzki strach. Prawdopodobnie sama bała się śmierci. Było to co innego, nie czas mi tłumaczyć, choć godne zastanowienia. Dobroć? Nie to, i w rezultacie dopiero daje objawy dobroci. Lecz jest czym innym.
Miałem okazję im się przyjrzeć, wyglądali sympatycznie. Wstałem i przedstawiłem się po kolei, blondyn nazywał się Pylon, moje przeszło oczywiście bez echa. W czasie upadku pękły mi spodnie na lewym kolanie i dodawały skrępowania. Już widziałem, że dziewczyna to spostrzegła. Ktoś nazwał ją Felicją. Wychyliła bladą twarz w moją stronę, zachowaniem swym sterroryzowała tamtych, w oczach jej zapaliła się ciekawość. Miała oczy, które wyzierają jak gdyby zza horyzontu. A potem, jak światło w nocy na szosie, zaczynają oślepiać i wpatrywać się przenikliwie. Nie są przyjemne. Odsłaniają to, co zwykłem nazywać: jaskrawą duszą.
— Co to? — zapytała pokazując na rulon.
Na to pytanie zapracowałem. Poprosiłem nie o kawę, lecz o herbatę. W kawiarni było tłoczno, musiałem wyglądać jak indyk podskubany w kojcu.
Poprosiła o wyjaśnienie. Któreś z nich, nie pamiętam, odpakowało rulon i zajrzało do rękopisu, trafiło widocznie na coś zaskakującego, na moją ognistą frazę toku rozumowania. Kartki podzieliły się między ręce, nie protestowałem, spojrzeli znacząco po sobie, pochyliłem się nad herbatą.
Ich styl rozumowania rozszyfrowałem szybko. Wiem o tym, znam ducha współczesności — pogoń i teorię wielkich, niespodziewanych przypadków. Nagłych krystalizacji, wyskoków, obłędu i geniuszu, który leżał już na śmietniku, do sprzątnięcia, i nagle.
Zagłębiłem się w mojej herbacie... Pewna naturalizowana obywatelka Brazylii, słyszałem o tym, słynna w tej chwili i bogata, po amputacji nogi wzięła się do malowania i mając lat osiemdziesiąt zaczęła tworzyć wybitne dzieła o wartości muzealnej. Coraz częstsze są wypadki z katalogu nieszczęść; ktoś odnalazł zapiski wariata, ówdzie kościany staruszek zgwałcił dziecko i powstało arcydzieło w milionowym nakładzie, to znów dziecko zaczęło pisać poemat i umarło, a kajecik dostał się w ręce wydawcy, w innym kraju zdrajca opisał tak soczyście, jak zdradził ojczyznę, że zdobył większy rozgłos niż wszyscy wierni, lecz bez talentu.
Usłyszałem jakąś wymianę zdań. Proszę, proszę, czemuż by