Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaczęto mu się przyglądać. Na jego twarzy ukazała się purpurowa pasja. Skoczył jeszcze dwa kroki i utknął w grząskiej ziemi. Spochmurniał: — jeśli nie tak — »to tak — zdawał się pomyśleć, opadły mu ręce. I wtedy, w obecności wszystkich, powziął tę ostateczną decyzję. Odwrócił się tyłem, spuścił spodnie i wypiął biedny, goły tyłek. Prosto w zdumione i szlachetne oczy pasażerów. A oni, chcąc nie chcąc, musieli przed nim defilować. Przed chwilą się wdzięczył — pomyślał pewno niejeden — a teraz ubliża nam wszystkim. Ktoś się roześmiał za plecami Pawła, ktoś odwrócił się zawstydzony.
Odwiązał rękopis. Szkoda, że nie ma już Wereszczyńskiego. Ten widok to dla niego. Powiedziałby, że chłopcu należy wystawić pomnik. Tak by powiedział. W tej pozycji, w jakiej zastała go historia, na pustym polu... Na pewno poruszyłby historię, wyolbrzymił i jeszcze snuł dalej i dalej, na przykład, że jest to prawdopodobnie największy czyn życia tego chłopca. I że niczego już bardziej ambitnego — tak by powiedział — nie dokona. Nie obrazi bezkarnie wszystkich.
Otwarł zieloną teczkę. Zajrzał do kartek.
Teorii nie było tak dużo, jakby się można spodziewać. Zdał sobie sprawę, że rękopis trafił do rąk wroga.
Nagle oświeciła go myśl, że z całą pewnością musi tu być i o nim, że muszą być odniesienia do niego, wprost i pośrednio. Wszystkiego należy się spodziewać; jest pewno i o innych, skoro już obsesja była motorem, a „dzieło” pisane przez szaleńca, który sam do wszystkiego się przyznaje, a nawet się tym przechwala.
Z myślą tą obwarował się w swym kąciku przy oknie i plecami do wszystkich zaczął czytać, ostrożnie zaglądając w kartki. Rzeczywiście tytuł brzmiał: „Teoria zbrodni naśladowania”. Wypisany ozdobnie, reszta to maszynopis, już spłowiały. Dopisane było: „I anty-teoria. W formie korekty. Dla umysłów pospolitych”. Na marginesie uwagi atramentem: „rozjaśnić”, „wzmocnić tok główny”, „po co te uboczne?”, „Niedokręcone. Dzwoni”, lub marginesem z góry do dołu biegł wężyk.
Dzwoni? — pomyślał prostując kartkę rękawiczką. — Co może myślicielowi dzwonić?
Stał plecami do przedziału. Niech myślą, powiedział sobie, że czytam referat. Karteczki obracał palcami w rękawiczkach.