Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

życie bez bólu i znaczenia. Nieszczęściem moim — rzekł nagle — była pana matka. Kochałem się w pana matce...
— Drogi panie! — struchlał Paweł.
— Najlepsze lata poświęciłem myśląc o niej.
— Drogi panie...
— Wszystkich moich potknięć ona była powodem.
— Drogi panie... mówi pan... jak człowiek pijany. Czy panu nie wstyd? W pana wieku? I komu jest to potrzebne? I komu są potrzebne pańskie fatalne wspomnienia, czysto osobiste, kto panu zaświadczy ich prawdziwość? Zamęcza mnie pan od przeszło godziny. Chciałem panu tylko pokazać, że mogę pana z łatwością wytrzymać... A pan...
Nastała wreszcie chwila ciszy.
Felicja szepnęła coś do Wereszczyńskiego. Nastawił ucha, zmieniał się jej układ twarzy, gdy mówiła z przejęciem, malały wargi, przycinała słówka, jakby je dziurkując, było w tym coś z czynności pijawki, dziczały w rzęsach oczy; coś jej odpowiadał, nie godził się, lecz powstrzymywała kwiknięcie, coś mu poważnie klarowała.
— Nigdy — powiedział głośno zaprzeczając — nie mogłem się porozumieć z tymi Żydami. Do nich dociera tylko pusty efekt, byle tragizm, byle wstrząs. Nigdy nie mogą pojąć, w czym leży istota życia, a ser fałszują — dziewczyna spojrzała ukradkiem na Pawła. Nie była w stanie mu przekazać, że jest to objaw zakłóceń umysłowych. Twarz jej wyrażała współczucie. — Nie czują — mówił Wereszczyński — ani światła, ani wielkości przyrody, bo gdy mówią, że czują, to wtedy najbardziej się mylą i rozgryzają to, co my odkładamy na brzeżku talerza. Nie znaleźli swej miarki w oku, nie mają chłopskiej wagi w ręku. Nawet przemądrzałość ich jest wtórna, jak spryt liszki zjadającej liść kapusty, który już z ziemi wyrósł. Nigdy nie opadną do dna tej ludowej prawdy, która każe ukłonić się człowiekowi biednemu i szalonemu, który nie ma nic i nie uprawia żadnego procederu, który by mógł świat zadziwić. Nie są w stanie przyjąć tej prostej umownej wiary, która stanowi jedność ludzi, nie są w stanie ani zrozumieć, ani uszanować prostoty uczuć, nie wiedzą, że jest ona ratunkiem, że jest jedynym dachem, który chroni nas pod gwiazdami i że nie należy dziurawić tego dachu, choćby z perspektywy gwiazd był po-