Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



Opowiadanie Wereszczyńskiego

Czasy były jeszcze feudalne. Tak, tak, równocześnie wzrost industrializacji... brzmi to... Mnie tu widzicie, który widziałem trochę średniowiecza, a za oknami już secesję. Mylnie was uczą. Byłem nocnym dozorcą, na ulicy obraził mnie, sam nie wiedząc o tym, pewien młody, obcy i bogaty człowiek, załamałem się psychicznie, odszukałem go, poznałem osobiście, nadludzkim, muszę przyznać, wysiłkiem, dzięki wrodzonej inteligencji, która prosperuje niezależnie od czasów. I zakochałem się w nim. Honny soit qui mal y pense. Było to uczucie przerażenia samym sobą, i podziwu, w najszerszym, poetyckim znaczeniu, trudno wam to pojąć, rozumiem. Było w tym i pragnienie, aby z takim trudem zdobytego łajdaka, urzekającego łajdaka, mieć jak najbliżej siebie. Co było z nim robić? Co robić z głupstwem? Uwielbiałem jego lekkomyślność, równocześnie ceniłem mój wybitny rozum.
I złe serce. Zdeprawowane poniżeniem. Mierził mnie ten światek, którym zostałem oczarowany. Obiecał, dopilnowałem, więc zaprosił, miał w tym lekki, przewrotny cel, może mnie lubił, nie wiem, może nie doceniał zaślepiony samym sobą, zaprosił więc i wynajął, żebym w pewnym ekskluzywnym domu najwyższego stopnia, tak mi się wtedy wydawało, obraził towarzystwo, ujawniając poglądy, które, prosił mnie o to, sam sobie dowolnie wybiorę, za zgodą pana domu, kąśliwej pchły, która skacze po złocie. Był to przykład rozbestwienia i kosztownej perfidii, dzisiaj nie do wyobrażenia, i któż by dziś choćby wyłożył pieniądze na taką zabawę? Było w tym i lekceważenie mojej osoby, które jako „zakochany” zniosłem. Co więcej, przygotowałem się uczciwie, ze smakiem, korzystając z pomocy mojego znakomitego przyjaciela Hieronima, który zaznajomił mnie między innymi z teorią Ba-