Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

u nas urodziny. Zrobił taki, powiada, przedśmiertny objazd. Gdzie mu tam do śmierci! Wypił właśnie kieliszek i jak nie zaczął mówić, opowiadać... To wybitna, powiem, genialna inteligencja. Warto żyć, powiedzieliśmy sobie z żoną, żeby takiego człowieka spotkać i posłuchać... Gdy się ma już pewne lata... I smutek w domu...
— Niech mi pan powie — zapytał przecinając Paweł — ja nic nie mam przeciwko — zastrzegł — ale niech mi pan powie, kim on właściwie jest? — Usłyszał te swoje słowa i słyszał, jak jakoś niewłaściwie zabrzmiały. — Zapytuję z powodów czysto... — nie znalazł słowa: — zwyczajnych.
— Nie wiem — odpowiedział z uśmiechem Kwieciński. — Ale powiem panu, powiem panu... Mówił o tym. Zadałem sobie trud... Przyjechałem, żeby pana do nas koniecznie zaprosić. Na urlop, koniecznie, bardzo do nas prosimy. Życia już niedużo... a u nas jest tak pięknie... Woda, las, ryby. Nikogo już z naszej rodziny nie ma...
— Pan myśli, że mnie aż tak bardzo interesuje?
— Nie! Ale mówił o tym... Wspominał też pana... To wszystko jest bardzo ciekawe... Ciekawe... Jak wszystko w życiu.
— Co mówił? Zresztą mniejsza...
Kwieciński uśmiechnął się, był zakłopotany i serdeczny: — Dobrze mówił, z uczuciem... Opowiem panu, gdy pan przyjedzie... Bo widzę, że pana to interesuje... My wspominamy dlatego, że był pan dla nas zawsze przykładem... potęgi, tak, tak, nieugiętego charakteru. To się tak nie zdarza... Gdy pan przyjedzie do nas... opowiem panu dużo. Pod tym warunkiem, że pan przyjedzie — spojrzał raz jeszcze: — Mamy więc jakiś najbliższy cel w życiu — roześmiał się i czekał obietnicy.
— Chyba mi pan nie powie — rzekł Paweł — byłoby to możliwe, żeby on nie był?
— Wereszczyński?
Kwieciński wcale nie był taki głupi, ani beznadziejnie poczciwy.
— Czy mówił o swej... „teorii”?
— Czy mówił? Zgadł pan. Przywiózł. Czytał. Dużo mieliśmy z żoną zabawy. Smutnej, pouczającej. To serdeczny człowiek, zapewniam pana, że to nie jest człowiek przeciętny. Obydwoje z żoną powiedzieliśmy sobie, ileśmy stracili z życia, nie myśląc. No,