Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ka Husserla, na złość Hieronimowi...” Tu pełny tekst rozumowania. I tak dalej: „Jest pan wyjątkowo dysponowany do nowego życia”. Tu by kropka. I po jednym kieliszku. A po kieliszku o Angelice: — skandaliczne imię! — zacząć! — Czy ona ładna? „Przyjaciółka o nosie w blikach.” To ona. Może by więc o tym zapowiedzianym przyjęciu wspomnieć!
— Wie pan — powiedział — niech pan poczeka, ja skoczę na dół i coś przyniosę, zjemy, chcę pana ugościć... Wszystko powiem, jak wrócę, tylko niech pan poczeka, powiem, jak należy pisać, jeżeli pan serio, jak się zabrać do pracy, wszystko panu powiem...
Lecz Filip oparł głowę o poręcz łóżka i spał od chwili. To było widoczne, że nagle zasnął. Spod lewej powieki wyzierał skrawek zielonego oka, tego drugiego, które było ludzkie, z topniejącym kryształkiem, jak nieraz płatek śniegu spadnie na rzęsę.
W bezwolnej, martwej pozycji wyglądał jak zabity i już zdrętwiały, jakby przestał konać.
Na parapecie leżał rewolwer komedianta, pomniejszony. Niezwykle śmieszne zjawisko: chodziła po nim płowa mucha. W świetle przedwieczornym, odbitym od białych, geometrycznych dachów, rewolwer robił wrażenie dziecinnej zabawki.
Gdy wybiegł na schody, wydawało mu się, że usłyszał za sobą okrzyk: hallo. Który zabrzmiał jak ostrzeżenie.