Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gadatliwa wesołość, najprzykrzejsze sprawiająca wrażenie.
— Gdybyście państwo widzieli — mówił nam p. Adolf na wieczornej herbacie — jak się mój chory dziś śmiał szalonym śmiechem... to aż dreszcz przechodził po mnie. Imaginez vous: głowa obandażowana, zęby z przodu wybite, warga przecięta, policzki zapadłe, nos strzaskany, oko lewe martwe, i ten śmiech!... C’était quelquoe chose de macabre! ...po tej wesołości nastąpił płacz, łzy mu ciekły strugą po twarzy i szlochał tak, że aż nim rzucało i zachłysnął się od płaczu... c’était navrant. Doktor poszedł do drugiego pokoju po krople, a ja chciałem tymczasem go uspokoić i nachyliłem się nad nim... trzeba głośno mówić, bo niedobrze słyszy... a wtem jak dziki zwierz machnie ręką i mnie prosto w oczy... nous avons oublié de couper ses ongles... nawet mnie rozdrapał... voyez-vous?...
I przechylił się p. Adolf ku pannie Józefie, bladej jakby ją zdjęto z tortury. W samej rzeczy miał dość dużą szramę tuż pod okiem, zalepioną angielskim plasterkiem.