Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z panią Józefową i rozmawiali o interesach majątkowych, a tuż przed niemi p. Adolf z panną Józefą. On jej prawił jakieś francuzkie komunały, ona milczała. Bolesław z Ksenią wyprzedzili znacznie wszystkich i idąc coraz prędzej, byli już od nas daleko.
Ciocia pragnęła niezawodnie, aby i druga para poszła za ich przykładem, bo p. Adolf miałby sposobność do rozmowy sam na sam z Józią.
— Kseniu! — wołała — Kseniu!... ach, już nie usłyszy!... Józiu, biegnijże za Ksenią, niech nas tak nie wyprzedzają ci państwo!
— Biegnij, biegnij Józieczko! — zachęcał ją wujaszek.
Chcąc nie chcąc, Józia przyspieszyć musiała kroku w towarzystwie p. Adolfa. Wkrótce obie pierwsze pary znikły nam z oczu.
Dogoniliśmy je dopiero pod krzyżem.
— Patrz pani — mówił p. Adolf do swej towarzyszki — jakie to piękne! Te skały, te góry, ten lasek świerkowy, ten romantycznie szemrzący strumyk, c’est charmant! to prawie przypomina Szwajcaryą; on se sent pe-