Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cieja, ślubując mu na przyszłość posłuszeństwo, radzi jednak byliśmy w duszy z tego, że swojemi skargami nie dopuścił panny ciotki do słowa. Ciocia zresztą po drugiej szklaneczce wina wpadła także w lepszy humor.
Ruszyliśmy wreszcie w dalszą drogę. U wstępu do kościeliskiej doliny, przy tak zw. »bramie Kraszewskiego«, miały nas oczekiwać wózki z Zakopanego. Już niedaleko.
Dochodziliśmy do krzyża postawionego w r. 1852 przez Wincentego Pola, w miejscu, w którem, wedle dawnego podania, zamordowali opryszki królewskiego młynarza, wypłukującego złoty piasek. Nagle na zakręcie drogi ujrzeliśmy idących naprzeciw nam dwóch panów.
Jednego z nich poznała bezwłocznie panna Józia po kapeluszu à la Rembrandt: był to p. Adolf. Rumiana jej twarzyczka poczerwieniała bardziej jeszcze od gniewu i przybrała przy tem wyraz taki, jakby ją kto srodze obraził.
Ale kto był ów towarzysz p. Adolfa? długo nie mogliśmy się domyśleć. Był to mężczyzna starszy i dobrej tuszy.