Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


IV.

Wracaliśmy z Bystrej niezupełnie zadowoleni. Zawiodły nas nasze nogi i nie stanęliśmy na szczycie przed wschodem. Stromą ścieżką pomiędzy kosodrzewiną zaleźliśmy w dwóch godzinach zaledwie na przełęcz i coraz stromszą granią zaczęliśmy się wydostawać z pomocą rąk na pierwszy czub, Błyszczem zwany, gdy słońce ukazało się już z po za gęstej chmur obsłony. Deszcz wprawdzie już nie »siąpił«, ale »cud« zapowiedziany przez Sieczkę nie nastąpił i wszystkie prawie szczyty były zakryte. Zaledwie czasem za powiewem wiatru odsłonił się na mgnienie oka zakrzywiony kieł Krywania, lub wystający nad obłoki szczyt starorobociań-