Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sko. Jałowiec zaskwierczał, a biały, gęsty dym buchnął w górę wysokim słupem, wśród którego zaczęły się pokazywać płomienie. — Witamy! — powtórzyła, podając mi rękę. — Sądziliśmy już, że pan nie przyjdziesz.
— Nie sądziliśmy tego — poprawiła ciocia Róża — i nie mogliśmy sądzić, znając słowność pańską. Słowność jest największą zaletą mężczyzny — dodała mentorskim tonem zwrócona do p. Bolesława.
— Tak, tak! ma pani słuszność! — potakiwał Bolesław, pociągając w dół wąsy.
— A największą zaletą kobiety, ciociu? — zapytała panna Józia figlarnie.
— Słuchać, kiedy starsi mówią — odparła ciocia sucho i zwróciła się znowu do Bolesława, oczekując należnego poparcia.
— Nie... nie... niezawodnie! — zająknął się Bolesław.
— Jest to i dla mężczyzn zaletą... którą nie wszyscy posiadają — dodała ciocia Róża.
Spojrzeliśmy zdziwieni, nie mogąc odgadnąć do kogo się stosuje ów przytyk.
— Ależ Róziu! niesłusznie zarzucasz panu Bolesławowi... — przerwała pani Józefowa.