Strona:Michał Marczewski - Wyspa pływająca.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i którego skóra kosztuje wiele worków prochu i wiele worków kul ołowianych, widzi węża, który prześlizguje się w mchach wielkiego lasu i którego ukąszenie śmierć przynosi. „Sępi pazur“ zna ziela dające życie umierającym i poznał odrazu ilu białych braci schowało się na wyspie wśród wody głębokiej. Jest ich czterech na mustangach szybkonogich, których ledwo dogonić może trzech mocnych psów. Jeden z białych braci, jest wysoki bardzo, bo stojąc koło drzewa złamał gałąź, którą „Sępi Pazur“ mógłby dotknąć ręką tylko z siodła, drugi brat biały waży wiele, bowiem kopyta jego konia pozostawiają głębsze od innych koni odciski, trzeci brat jest takiegoż wzrostu co i czwarty, gdyż obydwaj, przejeżdżając przez gęstwie drzew, zdarli siatkę pająka na jednej i tej samej wysokości, a kiedy jeden z nich ma długi nóż, którym przecinał zasłaniające mu drogę ljany, to drugi uzbrojony jest w tomahawk, którego cięcia zostawiły ślady na korze drzew. „Sępi Pazur“ nie kłamie, bo widzi i wie wszystko; niechżeż biali bracia przestaną milczeć i niech zostaną gośćmi „Sępiego Pazura“ w jego obszernym wigwamie.
— Jeszczeby tego brakowało! — zauważył Ruy ironicznie. — Ten zbój myśli naprawdę, że ma z dudkami do czynienia. Byłbym ostatnim osłem, gdybym dał się przekonać jego jaszczurczej mowie!
— Phi! — odpowiedział Persi, — nie sądź mój drogi, że on sam sobie wierzy. Paple, żeby zyskać na czasie, a nie dałbym ogona wiewiórki, że część