Strona:Michał Marczewski - Wilk morski u ludożerców.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzieś, na jakimś bardzo odległym lądzie, wśród dzikich ludzi, królował jakiemuś plemieniowi o czem zresztą opowiadał rzadko i niechętnie.
Teraz, kiedy milczący zazwyczaj i w sobie zamknięty, przemówił wreszcie, zaśmiał się i wspomniał o cudzie, wszyscy przycichli a Tom Rols, jako starszy wśród młodych, bo siwiejący, zwrócił się do niego skwapliwie z zapytaniem.
— A czy nie moglibyście nam powiedzieć dokładniej skądeście to, ojcze Diksonie, wrócili cudem, hę?!... Byłoby to może dobrą nauką dla niejednego gołowąsa, który, gdy mu się na nowomodnym śrubowcu jazda udała, już myśli, że Pana Jezusa za nogi ułapił. Możeby taki zrozumiał, iż nie wszystko złoto co się świeci.
Stary wilk morski spojrzał Rolsowi bystro w oczy, jakby pragnąc odgadnąć jego intencję, zdawało mu się bowiem czasami że młodzi wyciągają go na opowieści, by sobie z nich potem pokpiwać. Tom jednak zachował minę poważną zupełnie i James chrząknął po chwili znowuż, przygotowując się do dłuższej historji.
— Hano! — rzekł — jeżeli kogo z was to zaciekawi, to mogę wam powtórzyć, co już inni odemnie słyszeli, jakiem to znalazł się niechcący tam, gdziem znaleźć się nie zamierzał wcale i to nie dlatego bynajmniej, że nam paliwa nie starczyło, bośmy, rzecz prosta, na parę wcale nie jeździli, tylko że nas trąba