Strona:Michał Marczewski - Wilk morski u ludożerców.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobie nie pomożesz i ocalisz od zasłużonej kary to bydło krwiożercze. Na nich spaść musi zemsta, zemsta straszna! Polegajcie na mnie! Mam plan wspaniały!
I plan ten przyjęliśmy i wykonaliśmy całkowicie.
Gdy noc zapadła, a czarni na wybrzeżu, skończywszy ucztę, wszyscy gromadnie przepłynęli pirogami na okręt, gdzie rozpoczęła się orgja przy beczkach z wódkę i arakiem, spuściliśmy się z góry ku miejscu, w którem znajdowała się jedna, zapomniana przez wyspiarzy, nasza szalupa. Jakiś ludożerca zastąpił nam drogę. Bob Roy chwycił go za gardło i dźgnął nożem w brzuch, powierciwszy kilka razy. Dzikus padł nie wydawszy jęku. Spuściliśmy szalupę na wodę i odpłynęliśmy od brzegu bez szelestu.
Na wyspie panowała cisza martwa. Zasypani w wąwozie nasi towarzysze spali snem wiecznym. Na pagórku, gdzie odbywała się orgja ludożerców, dogasały ogniska, posyłając ku niebu wąskie wstążeczki niebieskawego dymu, niczem ołtarze ofiar całopalnych, przyjętych dobrotliwie przez niewyczerpane miłosierdzie sprawiedliwego a nierychliwego Boga. Ani jedna zmarszczka nie fałdowała gładkiej powierzchni morza, w której przeglądały się jedynie światełka pochodni pozapalanych przez „wojowników jego królewskiej mości, zdradzieckiego Kra Kra Tuwi“, zalewającego teraz robaka, z pełnych kadzi „zdobytej“ przez niego korwety.