Strona:Michał Marczewski - Wilk morski u ludożerców.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łodzi na linach. A w łodzi tej znajdowały się jeszcze najrozmaitsze drobiazgi jako to: figurki, widocznie fetyszy, wycinane dość zręcznie z kolorowanego drzewa, bumerangi, broń zabawna i dla europejczyka dość niezwykła, gdyż powracająca za każdym razem do miejsca skąd została rzucona, wreszcie łuki ciężkie i trudne do naciągania dla rąk nienawykłych i strzały zatrute — wszystko upominki dla nas majtków z załogi.
Podzieliliśmy to między siebie, chwaląc sobie wspaniałomyślność jego królewskiej mości, czarnego tłuściocha, któremu kapitan pokazywał naszego „Rubikona“. Dostojny gość interesował się naszą korwetą niezwykle. Oglądając kajuty oficerskie, co chwila wydawał gardłowe okrzyki zachwytu, a ujrzawszy w naszej śpiżarni baryłkę rumu, którego dano mu skosztować dobrą szklankę, wpadł w nastrój tak niepohamowanego zadowolenia, że, zapomniawszy niezawodnie o swojej wysokiej władzy, począł na czworakach tańczyć na tyle zabawnie, iżeśmy wszyscy omal nie popękali ze śmiechu. Skończyło się na tem, że cała jego świta dostała po kilka kieliszków whiski i dzikusy, pijani zupełnie, opuszczali nasz pokład, obiecując przybyć dnia następnego. Nie wszystkim się to udało, gdyż dwuch z nich spadło z trapu do wody i mimo natychmiastową pomoc i z naszej strony i ze strony flotylli pirogów utonęło w głębinach morskich. Zdaje się, że pożarły ich rekiny, gdyż kilku z tych potworów ujrzeliśmy wkrótce potem opływających naszą korwetę.