Strona:Michał Marczewski - Wilk morski u ludożerców.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Starzec spojrzał nań pobłażliwie.
— Nie, mój synu — odparł spokojnie — to tylko taka przegrywka zupełnie przyjemna... Taka zakąska przed zupą... O musztardzie zaraz się dowiecie. Z korwety, uważacie nie zostało ani kawałeczka...
— Rozbiliście się o podwodne rafy? — zapytał Wilkins.
— Wcaleśmy się nie rozbili, wcale — zaprzeczył James. — Przeciwnie; dostaliśmy się na ląd suchą nogą, z szalupy...
— Z szalupy?... — przerwał ze złośliwem zdziwieniem młody Marek Plumting. — A więc mimo wiatry i burze dobry marynarz może lądować gdzie sobie upatrzy?...
— Tak! — burknął stary — ale nie może przewidzieć kiedy dostanie się między ludożerców.
Powszechne „Aa!“ zadowolenia przyjęło to nagłe oświadczenie. Opowiadanie stawało się coraz więcej zaciekawiające.
— Między ludożerców!
— Tak, tak! Między ludożerców — potakiwał James i pociągnąwszy tęgi łyk z kufla, rozpoczął przerwaną historję.
— Gdzieśmy się znajdowali, moi drodzy?... Nie wiem, wyznam szczerze. Burza zaskoczyła nas, mniej więcej, za przylądkiem Dobrej Nadziei. Miotało nami, pędziło nas, kołowaliśmy i błądziliśmy już nie pamiętam wiele dni i nocy, dość, że pewnego poranka, kiedy znowuż zaświeciło nam słońce, ujrze-