Strona:Michał Marczewski - Wilk morski u ludożerców.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słoniową, banany, ananasy, kauczuk i t. p. surowce, zanim byśmy mogli zabrać z powrotem większe partie bawełny, herbaty, a może kawy i ryżu.
Rozpoczęliśmy naszą podróż względnie szczęśliwie.
Jak dziś pamiętam w początkach czerwca 1780 r. podczas wspaniałej pogody, przy pomyślnym wietrze podnieśliśmy kotwicę zrana, a już ku wieczorowi dnia tego mijaliśmy skaliste brzegi Bretanji, powierzając swe losy leniwie wzdymającym się falom oceanu Atlantyckiego.
Jedna tylko okoliczność zastanowiła wówczas naszego kucharza. Przy wyruszaniu z portu mianowicie spostrzegł on, że z dolnego triumu, gdzie według jego zapewnień znajdowały się zazwyczaj w wielkiej ilości szczury, szkodniki te wywędrowały zupełnie i pomimo najusilniejszych poszukiwań, obecności ich w innem miejscu okrętu nie udało mu się stwierdzić wcale.
Zmartwiło go to bardzo. Zapewniał wszystkich po kolei, że podróż nasza skończy się wielkiem nieszczęściem.
Był to człowiek stary, zabobonny zapewne ale, jak się niestety okazało wreszcie, wyczuwający biedę przez skórę.
Wówczas jużciż nikt nie wierzył jego przeczuciom; znaleźli się nawet tacy, a i ja, głupi — młody, w ich liczbie, co oskarżyli go o sianie paniki wśród załogi przed drugim oficerem.