Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dowę koleji, a mam wielkie szansy dostania, to byłbym w kłopocie z materyjałem. Sąsiedzi nie lubią mnie i gotowi cofnąć się od dostawy drzewa, wapna, kamienia — i byłbym zmuszony kupować te rzeczy z trzeciéj ręki, jeżeli nie z czwartéj, bo żydzi, którzy są zwykle pośrednikami w takich sprawach, są mi także niechętni. No, — rozumiész teraz, dla czego mi tak zależy na utrzymaniu z Radoszewskim dobrych stosunków? On będzie tym pośrednikiem, a że to człowiek sercowy i honorowy, więc nie będzie chciał żadnych zysków z tego pośrednictwa! Wiedz-żeż więc, że nawet takie na pozór niepoczesne figury, takie zera jak Radoszewski, można korzystnie zużytkować.
Byłby Bóg wié jak długo rozwodził się jeszcze, gdy w bramie ukazała się biała sukienka Broni, biegnącéj przodem, a za nią Kundusia i Radoszewski. Czujko przestał mówić i podniósł się powoli z krzesła. — Trochę trudniéj przyszło to zrobić Waleremu, który na widok Broni zmięszał się trochę. Przypomniała mu się przeszłość, sielanka i zawstydził się przed sobą samym na wspomnienie tego epizodu ze swoich lat chłopięcych. Był w kłopocie jak się z nią rozstać, czy przyznać się do dawnéj znajomości, czy też witać jak całkiem obcą. Wybawił go z tego kłopotu Radoszewski, który na widok gości przyspieszył kroku i począł już z daleka witać ich głośnémi, serdecznémi wykrzyknikami — i nie dał im prawie przyjść do słowa.
— Poczciwi, kochani — zawołał — otóż tak to lubię. Po sąsiedzku, bez ceremonji. Jak się macie?
Tu rozłożył wałeczkowate ramiona — począł ściskać obu.
— Mój syn — wtrącił Czujko.
— Ależ znam, znam — poznałem zaraz — pamiętam go ot tylim chłopcem. Teraz panie wyrósł, zmężniał, —