Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dowskiego. Habe słuchał tego wszystkiego z wielką uwagą i zajęciem. — Z oczów jego można było odgadnąć, że go to napawało dumą i radością, gdy słyszał jak możni i potężni są jego współwyznawcy, jakie stanowisko umieli zająć w tak krótkim czasie w społeczeństwie, które ich nie dawno temu traktowało z pogardą i lekceważeniem.
— Proroctwo Jehowy się spełnia — mówił głaszcząc brodę zadowolniony — rozmnażamy się jak piasek w morzu, a Pan rozszerza chwałę, nasienia Abrahamowego. Wiédniowi mamy wiele do zawdzięczenia, ztamtąd wyszły pierwsze głosy domagające się praw dla biednych, pokrzywdzonych żydów — tam oni stoją lepiéj, niż gdzieindziéj, a jednak moi drodzy — nie wiem czemu — mam wstręt do téj stolicy. Gdy w synagodze czytam o Babilonie — to mi zaraz Wiédeń na myśl przychodzi — i radbym jak jaki prorok co prędzéj wyprowadzić ztamtąd lud wybrany. Coś niedobrego wącham w powietrzu. Ten nagły wzrost miasta, o którym słyszę, ten szalony obrót kapitałów i mnożenie się fortun ogromnych, przeraża mnie — boję się, że ten sztuczny gmach może kiedyś runąć i nas zagrzebać. Dla tego pragnąłbym moich najbliższych przynajmniéj wycofać, nim nadejdzie jakie nieszczęście.
— I jakież może być nieszczęście? — spytał stary Goldfinger.
— Jakie! Ja sam nie wiem, bo to trzeba być na miejscu, żeby można to zobaczyć. My zdaleka mamy o tém wyobrażenie, jak o czém cudowném. Ale mnie się zdaje moim głupim rozumém, że to się kiedyś urwać musi... To bardzo naturalne. Papiér co bardzo w górę leci — może także bardzo spaść — mało do tego potrzeba.
— To znowu się podniesie — wtrącił syn chcąc także popisać się ze swojém zdaniem w kwestyjach finansowych.