Przejdź do zawartości

Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i krakowiaka, i że niepotrzebnie ubolewał nad jéj przyszłością, gdy jest już taki, który o tém myśli. Całe jego zainteresowanie się tak mało mu znaną panienką, wydawało mu się chorobliwém marzycielstwem, którego się wstydził. Zły i niekontent z siebie odszedł od okna i przez furtkę wyszedł na dziedziniec.
Przed oficynami, koło których przechodził, stał jednokonny wózek, na wózku siedział jakiś szpakowaty jegomość i do parobka co mu oddawał lejce, mówił:
— Jakby się pan pytał o mnie, to powiédz żem pojechał do Haby i niezadługo wrócę. To powiedziawszy cmoknął na konia i ruszył ku bramie.
Kowalski poznał po głosie, że to był ten sam, którego słyszał koło sztachet opowiadającego historyję Czujków. Nie trudno mu było zgadnąć, w jakim interesie pojechał do Haby.