Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w tureckie palmy, — nad łóżkiem obraz Matki Boskiéj z siedmioma mieczami, przed którym paliła się lampka w sobotę. Przy łóżku na małym stoliku leżało kilka książek do nabożeństwa, lekarstwo jakieś, prawdopodobnie na ból zębów, bo Kundusia od niepamiętnych czasów cierpiała na fluksyję, kalendarz i senniki. Druga strona należała widocznie do Bronisi, bo wyglądała jakoś świéżo i czyściéj, na łóżku bieliła się płowa kołderka, a przy łóku stał bukiet z kwiatami.
Młody człowiek nie wiele uważał na te akcesorja, jego obchodziła głównie sama Bronisia, która z zadartą i nieco na bok przechyloną główką i zarumienioną twarzyczką, słuchała z uwagą i nabożeństwem słów kabały. Mógł się jéj teraz napatrzeć do syta a choć gorszył się sam swoją niedyskretną ciekawością, nie mógł zdecydować się odejść. Obrazek, jaki mu się przedstawił w ramach okna, uwięził go na miejscu. Był w nim dziwny urok, a choć inżynier nie wierzył w kabały, jednak nie mógł odmówić żywemu zajęciu się nią kobiét pewnéj poezyji. Obrazek ten miał dla niego nawet pewną tragiczną stronę, gdy sobie pomyślał, jak te dwie kobiety związane wzajemném przywiązaniem zaglądają ciekawie w daleką przyszłość, a nie wiedzą tego, co im jutro los gotował — i wśród grożącéj ruiny stawiają sobie wróżby o szczęściu. Myśli te byłyby go może bardzo melancholicznie nastroiły, gdyby Bronisia nie była się w téj chwili zerwała ze stołka ucieszona i klaszcząc w ręce zawołała:
— Więc przyjedzie czwórką — i oświadczy się. Ach Kundusiu droga — co to będzie za radość. Ale koniecznie czwórką musi przyjechać, jak przystoi na kawalera...
Te słowa pokropiły zimną wodą rozmarzoną trochę głowę inżyniera; przypomniały mu że ma przed sobą pannę, która nie rozumie oświadczeń bez czwórki koni