Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do dworu wpuszczać jéj nie kazał, więc go na gościńcu napastowała, a bywało nieraz ku Kalenicy się za nim puszczała. Była obawa, że tam do dworu kiedy za nim wpaść gotowa, bo była śmiała do bezczelności i gwałtowna; więc mogła to zrobić. Panu szło bardzo żeby do tego niedopuścić i chciał się co prędzéj pozbyć Łasiów i cyganki ze wsi. Odkupił więc od nich grunt i dodał jeszcze coś grosza, byle tylko wynieśli się w inne strony. Tak się téż stało. — Poszli gdzieś w świat i przez kilka miesięcy słychu o nich nie było. Pan odetchnął — a i my wszyscy we dworze kontenci byli z tego, że pan uwolnił się od takiéj plagi — i niezadługo spodziewaliśmy się wesela. — Wszystko się dobrze do tego składało. — Starzy państwo z Kalenicy chętnie przyjęli oświadczenie, panna z początku robiła ceregiele, ale w końcu zgodziła się — i ślub był zapowiedziany na drugą niedzielę zapustną. Młodszy brat dziedzica przyjechał z zagranicy i przywiózł panu powóz do ślubu, bo pannie zachciało się koniecznie nowego powozu. Właśnie oglądaliśmy wszyscy to cacko na podwórzu, gdy je rozpakowywano, kiedy naraz u bramy pojawiła się cyganka z dzieckiem na ręku, obdarta, brudna i zbiédzona. Pan nasz gdy ją zobaczył zbladł okropnie i zmieszał się. W pierwszéj chwili nie wiedział, co zrobić; ale służba, którą tak bezczelna natrętność cyganki do żywego oburzyła, bez jego rozkazu rzuciła się ku bramie, — i wypędziła cygankę daleko za wrota. Ale na drugi dzień przyszła znowu i to w czasie, gdy dziedzic z bratem wyjeżdżali do Kalenicy. Ja siedziałem wtedy na koźle obok furmana. Ten, gdy ją zobaczył zbliżającą się do powozu, zaciął konie i popuścił cugle. Musiało koło zawadzić ją trochę, bo wrzasnęła przeraźliwie, ale mimo to biegła jeszcze czas jakiś za nami zawodząc i klnąc na przemiany. Gdyśmy przyjechali do Kalenicy pan wyglądał jak ten, co go na