Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzebują tego. Ale on odpowiadał wtedy: to już ich grzech a nie mój. Wolę wesprzéć i takiego co nic nie wart, niż żebym miał przez to nieraz odmawiać takim, co tego istotnie potrzebują.
— A to uczciwe było panisko, — odezwał się drugi głos.
— Oj, co uczciwe, to uczciwe, ale cóż kiedy mu się ludzie nieraz źle odpłacili za jego dobre serce, ale najbardziéj dali mu się we znaki Łasiowie. Była to cygańska familija. Pan osadził to na roli, na Leśniczówce, z warunkiem żeby Łaś za to odrabiał ludziom we wsi kowalską robotą. Ale cygan — zwyczajnie cygan, na miejscu nie wysiedział. Bywało włóczył się po kilka miesięcy, ale gdzie bywał, co robił, nikt nie wiedział. Czasem wracał z grubym groszem, a rodzina jego postrojona w adamaszki i błyskotki, czasami znowu wracali odarci i biedni, a wtedy szli znowu do dziedzica z przeproszeniem i o zapomogę. Pan był miękki i dawał się przebłagać, szczególniéj gdy za Łasiami zaczęła prosić ich córka Anćka. Matka stroiła dziewczynę w korale, haftowane koszule, jedwabne chustki i wodziła ją po jarmarkach i odpustach, przechwalając się przed ludźmi z jéj urodą. To dziewczynę wbiło w pychę i próżność. Zrobiła się zalotną. Gdy ją dziedzic pierwszy raz zobaczył mogła mieć lat ośmnaście, a kształtna była jak świeca. Szatan wiedział co pokazać, żeby wywieść na pokuszenie. Dziedzic trochę kochliwy, lubił ładne buziaki i cyganka wpadła mu w oko — od tego czasu często zaglądał na Leśniczówkę. Ludzie we wsi poczęli już głośno gadać o tém, — Łasiowie sami wygadywali i cyganka nie taiła się z tém, że dziedzic bywa u niéj. Zaczęła się stroić — nie trudno się było domyśleć za czyje pieniądze. Łasiom z tém nieźle się działo, — dziedzic podarował im parę krów i pola kilka morgów przyczynił. Źle było — ale