Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go ojciec nie był powstrzymywał przedstawiając mu, że każdy początek trudny, że właśnie powinien zostać i starać się wszelkiemi sposobami umieścić w jakiéj fabryce, w jakiém przedsiębiorstwie i tam działalność swoją rozwinąć, aby przekonać ziomków, że nietylko obcy może coś zrobić w przemyśle.
— Galicyja, — mówił mu, — zaczyna się teraz budzić do pracy, potrzeba więc być pod ręką, w pogotowiu, aby obcy nie zajęli wszystkich gałęzi przemysłu u nas, aby nas nie wyparli ze wszystkich stanowisk.
Młody człowiek tedy pozostał, a że nie chciał siedziéć i czekać z założonémi rękami, przyjął tymczasowo miejsce przy budującéj się kolei, nie puszczając jednak z oka śmiałych planów, o których urzeczywistnieniu marzył zawsze. Młodéj duszy pełnéj zapału, szlachetnéj dumy i nauki, uśmiechała się ta myśl, że on będzie jednym z tych, którzy podniosą przemysł w Galicyji. W tym celu bacznie obserwował stosunki miejscowe, poznawał kraj i ludzi. To też nic dziwnego, że to co widział i słyszał w domu Radoszewskiego, nie bardzo ucieszyć go mogło. Ludzie tacy, jak ich tutaj poznał, odejmowali mu wiarę w urzeczywistnienie jego planów, a przynajmniéj odwlekali to urzeczywistnienie na bardzo długo.